czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział I - Prezent dla przyjaciela

Bardzo dziękuję za miłe słowa w komentarzach ;) Nie sądziłam, że na początku ktoś tutaj w ogóle zaglądnie. Tak więc dzisiaj pierwszy rozdział, jestem ciekawa, co powiecie. Zapraszam!
Betowała Vienetiia Noks, której jestem niezmiernie za to wdzięczna ;*


I

W pierwszej chwili po ocknięciu poczuła chropowatą powierzchnię pod policzkiem. Leżała zwinięta w wyjątkowo niewygodnej pozycji i bolały ją wszystkie kości. Czując wciąż mocne zawroty głowy, podparła się ostrożnie rękoma i udało jej się w końcu usiąść. Pomieszczenie, w którym się znajdowała było dosyć słabo oświetlone, ale mimo tego dojrzała  jeszcze jedną postać, tkwiącą po drugiej stronie pokoju, zaraz przy drzwiach. Wytężyła wzrok i po chwili rozpoznała swoją koleżankę z roku – Krukonkę, Cashmere Owen . Jej głowa spoczywała swobodnie na ramionach, a klatka piersiowa łagodnie falowała, zdradzając cichy sen.
- Psss! – szepnęła Hermiona. – Hej!
Dziewczyna powoli podniosła swoją rozespaną twarz i spojrzała w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Podniosła się na rękach, wciąż milcząc, jednak utrzymując cały czas kontakt wzrokowy z Hermioną.
- A więc wreszcie się obudziłaś – powiedziała cicho niskim głosem, po czym związała swoje włosy z tyłu głowy.
- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? – spytała coraz bardziej zniecierpliwiona Hermiona, jednak jej współlokatorka wcale nie śpieszyła się z odpowiedzią. Jej ruchy były powolne, jakby uszła z niej większość życia.
- W rezydencji samego Diabła, oczywiście. A co myślałaś, że zabierają cię do cukierni, żeby pogratulować dzielnej walki? Litości, dziewczyno. Podobno jesteś inteligentna.
Jednak do Hermiony słowa Cashmere docierały jakby z oddali, w jej wyobraźni pojawił się nagle obraz zielonego promienia i przyjaciela upadającego na ziemię… A potem tryumfalny śmiech Voldemorta…
- NIE! – krzyknęła i zaniosła się szlochem, na co Cashmere jedynie ciężko westchnęła. – Harry! Harry, nie, to nie może być prawda! Powiedz mi, że to był tylko zły sen… - popatrzyła błagalnie na czarnowłosą dziewczynę, a z jej oczu lały się strumieniem łzy.
Cashmere nie odezwała się jednak ani słowem, jedynie popatrzyła ze smutkiem na przyjaciółkę Chłopca-Który-Już-Nie-Żyje.
- Niestety, ale to prawda. A teraz, jak już się nieco ochłoniesz… Może mogłabyś zrobić jakiś użytek z tego swojego osławionego umysłu i jakoś nas stąd wyciągnąć? Nie chcę zostać nagrodą jakiegoś obrzydliwego śmierciojada.
Hermionę trochę ocuciły te chłodne słowa i gdy dotarł do niej ich sens, popatrzyła na Cashmere oczami wielkimi jak spodki.
- Co masz na myśli, mówiąc…
- O nagrodzie? Merlinie, czy to na pewno ty, Granger? Użyj szarych komórek. Dlaczego banda niewyżytych i złych do szpiku kości facetów porwała kilka młodych dziewczyn? Bo raczej nie po to, żeby poczytały im do snu…
W tej chwili Hermionie zrobiło się niedobrze. Na całym ciele poczuła nieprzyjemny dreszcz, a zaraz potem pot oblał ją niczym druga skóra. Strach zajrzał w jej wielkie z przerażenia oczy. Dopiero w tym momencie dotarło do niej, że słowa dziewczyny są prawdziwe i co dla niej - dla nich obu oznaczają… Czy naprawdę miała tutaj umrzeć, sponiewierana i zgwałcona przez… Słowa przywołały niechciane i brutalne obrazy w jej wyobraźni, na co zareagowała cichym jęknięciem i skuliła się w sobie. Na śmierć była przygotowywana od dłuższego czasu. Przyjaźń z Harrym… (nie, nie pora na opłakiwanie przyjaciela, jeśli chciała się stąd wydostać), branie udziału w walce o dobro… Tak, to wiązało się z nieuchronnym ryzykiem stracenia życia. Jednak na porwanie i uwięzienie w czyimś domu, żeby zostać… brr, czyjąś… zabawką (głośne przełknięcie śliny), nigdy nie została przygotowana… Nie wiedziała nawet, że śmierciożercy tak robią. Teraz jednak dotarła do niej własna naiwność. Oczywiste przecież, że robili nawet i gorsze rzeczy, choć w tej chwili trudno było jej wyobrazić sobie coś gorszego niż gwałt…
Rozejrzała się dookoła, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu. Cashmere w tym czasie oparła ponownie głowę o ścianę, jednak tym razem nie zasnęła, tylko patrzyła szeroko otwartymi oczami w sufit. Jasne – prychnęła Hermiona. Przy takiej pomocy na pewno dużo zdziała.
Wkrótce jednak wiedziała już całkiem sporo na temat tego miejsca i śmiało mogła zaryzykować twierdzeniem, że są w domu Lucjusza Malfoya. Zresztą tak powiedziała jej Cashmere. „Jesteśmy w rezydencji samego Diabła”, a kim był Lucjusz Malfoy, jak nie tą (taką) właśnie kreaturą? Wieści były jednak złe. Na horyzoncie nie było widać choćby cienia możliwości ucieczki Mogły tutaj tylko czekać na to, co przyniesie im zły los…
Siedziały tak w milczeniu przez kolejne kilkanaście minut, a wychłodzenie zaczęło się dawać Hermionie we znaki. Opatuliła się mocniej swoją bluzą, jednak naga kamienna posadzka skutecznie odbierała jej cenne ciepło z ciała. W końcu przełamała przykrą i bardzo przygnębiającą ciszę.
- Tak właściwie, to skąd ty tyle wiesz?
- O czym? – Cashmere zwróciła na nią swoje niemal czarne oczy. – O tym, co robią ze schwytanymi dziewczynami? Jak się z nimi zabawiają?
Hermiona skinęła głową. Wciąż łudziła się, że Cashmere może jednak przesadza…
- Już kiedyś tutaj trafiłam. Na moje nieszczęście, chyba spodobało się któremuś z nich… - w jej ciemnych oczach pojawiło się obrzydzenie, jednak po chwili znów przywdziała na twarz spokojną maskę.
- Któremuś z nich? – wydukała zszokowana Hermiona, nie chcąc pojąć znaczenia tego słowa.
- Tak, było ich kilku. Wypuścili mnie, kiedy dowiedzieli się, że moja matka pracuje w Ministerstwie i może być całkiem przydatna. W dodatku jestem półkrwi. Szlachetnej krwi nigdy nie zabiją, nawet jeśli płynie ona tylko w połowie.
Hermiona poczuła, że traci grunt pod nogami. Jakim cudem ten koszmar był rzeczywistością?! Co z ideami, czystą walką, stawaniu po stronie dobra, co do tej pory było takie łatwe? Dlaczego nikt nie uprzedził jej, jak naprawdę to wygląda? Czemu nikt nie ostrzegł jej, że może zostać tak brutalnie wykorzystana? I, co wynikało ze słów Cashmere, możliwe, że nie tylko przez jednego mężczyznę… Wolała nawet nie myśleć o wzmiance dotyczącej szlachetności jej krwi…
- Nie masz się o co martwić – powiedziała ze spokojem brunetka i popatrzyła apatycznie na skuloną ze strachu Hermionę. – Podobno jesteś specjalnie dla kogoś zarezerwowana… Tak przynajmniej mówili. Było wielu chętnych, choć zdaje się, że Malfoy kategorycznie zabronił cię tknąć komukolwiek innemu. Wspominał coś o prezencie dla przyjaciela. To może być albo twoim ratunkiem, albo twoją zgubą…
Zanim zdążyła powiedzieć ostatnie słowo, ciężkie drewniane drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Obie dziewczyny zasłoniły nadwrażliwe oczy na światło bijące z korytarza. Kiedy jednak wzrok się przyzwyczaił do panującej wokół jasności, w drzwiach ukazała się potężna sylwetka jednego ze śmierciożerców.
- Wstawać – rzucił ochryple, na co przestraszone dziewczyny z trudem zmusiły zdrętwiałe kończyny do współpracy. Gdy już stały na nogach, mężczyzna podszedł do nich i zaświecił im różdżką prosto w oczy. W końcu chwycił mocno za rękę Cashmere i syknął – wychodź! – Po czym popchnął ją w stronę wyjścia. Zanim zamknęły się za nimi drzwi, posłał szyderczy uśmieszek w stronę Hermiony. Sekundę później, Gryfonka została całkiem sama.
~***~
Całe pomieszczenie zalewał gęsty mrok. Hermiona nigdy nie lubiła ciemności. Świadomość tego, że tkwi tutaj całkiem sama, a już niedługo zostanie wykorzystana przez jakiegoś mężczyznę sprawiała, że zaczęła odchodzić od zdrowych zmysłów. Naprzemiennie cisza dzwoniła jej w uszach, to słyszała podejrzane dźwięki wydobywające się z każdego zakątka ciemnego pokoju. Niech to się już skończy! Proszę, proszę! Tak bardzo chciała do domu, do mamy, taty, przyjaciół… Czuła się w tym momencie jak mała, zagubiona dziewczynka, która nie była przygotowana na brutalność świata, do którego została zesłana. Chlipała cicho, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. W końcu jednak drzwi ponownie tej nocy rozwarły się, z głośnym szczękiem i ta sama potężna sylwetka zasłoniła większość wpadającego światła. Hermiona przysłoniła dłonią oczy, po czym wcisnęła się w róg ściany najdalej jak tylko mogła. Usłyszała kroki mężczyzny, a później jego śmiech.
- Nie bój się, młoda szlamo. W pewnym sensie to dla ciebie zaszczyt… - Po tych słowach zakleszczył swoją dłoń na jej ręce i brutalnie podniósł ją do góry, prawie odrywając ramię od reszty ciała. Pociągnął ją w stronę korytarza i zamknął drzwi. Machnął różdżką i jej ręce obwiązał mocny sznur, boleśnie wbijając się w nadgarstki. Z jej ust wydobył się cichy szloch, kiedy ponownie pchnął ją przed siebie. Szła tak przez kilka następnych minut.
Kiedy stanęła przed mocnymi dębowymi drzwiami, które znajdowały się na samym końcu piątego piętra po lewej stronie skrzydła, starała się odgonić wszelkie myśli. Może wtedy nie będzie nic czuła?
Przez całą drogę próbowała zatkać uszy i nie słyszeć zewsząd wypełniającego powietrze tryumfu zła, jednak związane dłonie jej to uniemożliwiały. Śmiechy, gwar, krzyki i inne odgłosy uciechy słychać było prawie w całym wielkim domu. Hermiona bardzo starała się nie wyobrażać sobie, co musi się dziać w sypialniach obok…
Śmierciożerca, który ją prowadził pchnął wreszcie drewniane drzwi, jednak te nie chciały się otworzyć. Mężczyzna zaklął, ale po chwili na korytarzu pojawił się kolejny sługa Czarnego Pana.
- Lucjuszu, dobrze że jesteś! Te cholerne drzwi są zamknięte! Jak mam wprowadzić małą szlamę Pottera?
- Spokojnie, Nott. Ja się tym zajmę. Zaczekaj na zewnątrz – po czym uśmiechnął się do niego paskudnie i przeniósł swój lubieżny wzrok na Hermionę, tak, że zrobiło jej się od tego nie dobrze. Dotknął pierścieniem drzwi, które od razu stanęły przed właścicielem domu otworem.
- Pani przodem – syknął, po czym niemal wepchnął ją do pokoju.
Hermionę po raz kolejny oblał zimny pot. Czy to ofiarą Lucjusza miała dzisiaj zostać? Ale to by się nie zgadzało z tym, co mówiła Cashmere… I rzeczywiście, Lucjusz rozglądnął się tylko po pokoju, po czym utkwił ponownie wzrok w Hermionie, która poczuła się jak klacz poddawana ocenie.
- Hmm, myślę, że powinniśmy pozwolić ci się odświeżyć. Wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik, mój przyjaciel nie lubi ani brudu, ani żadnych niedociągnięć. Tam jest łazienka – wskazał bladym palcem na wąskie białe drzwi. - Tylko bez żadnych numerów, i tak na nic się to nie zda. A nie chciałabyś wywołać we mnie gniewu, gdybym zawiódł mojego przyjaciela…
Hermiona ruszyła powoli w stronę wskazanych wcześniej drzwi. Zamknęła je z trudem za sobą, nie zauważając nawet, że wciąż ma związane ręce i szybko puściła wodę do wanny, której szum stłumił jej potężny szloch. Zsunęła się po ścianie na zimną posadzkę i ukryła twarz w dłoniach. Merlinie, to się dzieje naprawdę. To się zaraz stanie… Proszę, nie pozwól na to!
Nie miała siły się podnieść, ani nawet ruszyć. Woda monotonnie wypływała z kranu w kształcie paszczy węża, kiedy usłyszała przytłumione głosy z pokoju obok.
- Co to za niespodzianka, Lucjuszu? – odezwał się cicho jakiś mężczyzna, niespecjalnie uradowany. – Jestem zmęczony. Sam wiesz, że to był bardzo, bardzo wyczerpujący dzień…
- Ale jaki szczęśliwy! Zobaczysz, że nie będziesz żałował. Sam chętnie zatopiłbym w niej… hm, zęby, gdyby Narcyza nie pilnowała mnie tak gorliwie. W dodatku znasz ją całkiem dobrze… Chociaż może jeszcze nie od tej strony. W każdym razie, szczęśliwego świętowania, przyjacielu! Niech żyje Czarny Pan!
Odrętwiała Hermiona poruszyła się lekko, ale nie miała nawet siły wstać. Było jej już wszystko jedno. Najlepiej, jakby ją zabił. Tu i teraz. Nie musiałaby przeżywać tych wszystkich okropieństw, które zapewne na nią czekały…
Usłyszała szczęknięcie zamka w drzwiach, a po chwili kątem oka zauważyła skraj czarnej szaty. Dalej nie zareagowała. Niech mnie zabije. Niech mnie zabije, tylko niech mnie nie dotyka! Usłyszała mimo głośnego szumu wody, jak mężczyzna ze świstem wypuszcza głośno powietrze z ust. Gdy poczuła, że przyklęknął i zbliżył się do niej, gwałtownie cofnęła się w drugą stronę.
- Cii, już dobrze. Panno Granger, nie musisz się bać – usłyszała cichy, aksamitny głos, jakby ktoś przemawiał do rannego zwierzęcia. Wbrew swoim obawom, podniosła wzrok i napotkała surowe oblicze bardzo dobrze znanego jej profesora.
Została przeznaczona jako nagroda dla Severusa Snape’a.

7 komentarzy:

  1. WOW. Świetny rozdział masz bardzo przyjemny styl pisania i oryginalny pomysł (przynajmniej ja się z takim nie spotkałam) Już nie mogę się doczekać co będzie dalej z tą dwójką, a tym czasem: zapraszam do siebie na 3 odc pt,, Jesteś Moja''
    http://zycie-po-zyciu.blogspot.com/
    P.S śliczny wystrój bloga ;)
    Pozdro i weny
    POISON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej, dziękuję ;* Mam nadzieję, że jest oryginalny - sama przynajmniej też się nie spotkałam z taką wersją wydarzeń.
      Dziękuję, zaraz wpadnę ;)

      Usuń
  2. Jezu, masz talent pisarski ! Nie zmarnuj go i pisz dalej ! Świetny rozdział, bardzo wzruszający i trzymający w napięciu. Nie wiem czemu, ale pasuje do niego piosenka Skyfall :) Severus zachował się bardzo w porządku wobec Granger. Mam nadzieję, że nas nie opuścisz.
    Czekam na następne rozdziały !


    Alice ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział! Ja też nie spotkałam się z takim pomysłem i jest on bardzo ciekawy, pisz daleej! :)
    PS Zapraszam na nową notkę sevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com
    PSS Czyżby nowy szablon? Bardzo ładny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej zapraszam na odc 4 pt ,, Pierwsze spotkanie''
    http://zycie-po-zyciu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. O mamoooo! Wiedziałam, że ona będzie nagrodą dla Sevcia, ale nie sądziłam, że przedstawisz to w ten sposób! Brawo, to jest genialne.
    Te uczucia Hermiony i Severus klęczący obok niej i uspokajający... *.* Na prawdę ekstra xd
    co prawda trochę zirytowała mnie ta dziewczyna. Dajcie spokój, w ogóle nie chce się z stamtąd wydostać. zaaal xd
    Lecę dalej !

    hogwardzki-trojkat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty