Betowała Vienetiia Noks, której jestem niezmiernie za to wdzięczna ;*
I
W pierwszej chwili po ocknięciu poczuła chropowatą
powierzchnię pod policzkiem. Leżała zwinięta w wyjątkowo niewygodnej pozycji i
bolały ją wszystkie kości. Czując wciąż mocne zawroty głowy, podparła się ostrożnie
rękoma i udało jej się w końcu usiąść. Pomieszczenie, w którym się znajdowała
było dosyć słabo oświetlone, ale mimo tego dojrzała jeszcze jedną postać, tkwiącą po drugiej
stronie pokoju, zaraz przy drzwiach. Wytężyła wzrok i po chwili rozpoznała
swoją koleżankę z roku – Krukonkę, Cashmere Owen . Jej głowa spoczywała
swobodnie na ramionach, a klatka piersiowa łagodnie falowała, zdradzając cichy
sen.
- Psss! – szepnęła Hermiona. – Hej!
Dziewczyna powoli podniosła swoją rozespaną twarz i
spojrzała w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Podniosła się na rękach, wciąż
milcząc, jednak utrzymując cały czas kontakt wzrokowy z Hermioną.
- A więc wreszcie się obudziłaś – powiedziała cicho niskim
głosem, po czym związała swoje włosy z tyłu głowy.
- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? – spytała coraz bardziej
zniecierpliwiona Hermiona, jednak jej współlokatorka wcale nie śpieszyła się z
odpowiedzią. Jej ruchy były powolne, jakby uszła z niej większość życia.
- W rezydencji samego Diabła, oczywiście. A co myślałaś, że
zabierają cię do cukierni, żeby pogratulować dzielnej walki? Litości,
dziewczyno. Podobno jesteś inteligentna.
Jednak do Hermiony słowa Cashmere docierały jakby z oddali,
w jej wyobraźni pojawił się nagle obraz zielonego promienia i przyjaciela
upadającego na ziemię… A potem tryumfalny śmiech Voldemorta…
- NIE! – krzyknęła i zaniosła się szlochem, na co Cashmere
jedynie ciężko westchnęła. – Harry! Harry, nie, to nie może być prawda! Powiedz
mi, że to był tylko zły sen… - popatrzyła błagalnie na czarnowłosą dziewczynę,
a z jej oczu lały się strumieniem łzy.
Cashmere nie odezwała się jednak ani słowem, jedynie
popatrzyła ze smutkiem na przyjaciółkę Chłopca-Który-Już-Nie-Żyje.
- Niestety, ale to prawda. A teraz, jak już się nieco
ochłoniesz… Może mogłabyś zrobić jakiś użytek z tego swojego osławionego umysłu
i jakoś nas stąd wyciągnąć? Nie chcę zostać nagrodą jakiegoś obrzydliwego
śmierciojada.
Hermionę trochę ocuciły te chłodne słowa i gdy dotarł do
niej ich sens, popatrzyła na Cashmere oczami wielkimi jak spodki.
- Co masz na myśli, mówiąc…
- O nagrodzie? Merlinie, czy to na pewno ty, Granger? Użyj
szarych komórek. Dlaczego banda niewyżytych i złych do szpiku kości facetów
porwała kilka młodych dziewczyn? Bo raczej nie po to, żeby poczytały im do snu…
W tej chwili Hermionie zrobiło się niedobrze. Na całym ciele
poczuła nieprzyjemny dreszcz, a zaraz potem pot oblał ją niczym druga skóra.
Strach zajrzał w jej wielkie z przerażenia oczy. Dopiero w tym momencie dotarło
do niej, że słowa dziewczyny są prawdziwe i co dla niej - dla nich obu
oznaczają… Czy naprawdę miała tutaj umrzeć, sponiewierana i zgwałcona przez…
Słowa przywołały niechciane i brutalne obrazy w jej wyobraźni, na co zareagowała
cichym jęknięciem i skuliła się w sobie. Na śmierć była przygotowywana od
dłuższego czasu. Przyjaźń z Harrym… (nie, nie pora na opłakiwanie przyjaciela,
jeśli chciała się stąd wydostać), branie udziału w walce o dobro… Tak, to
wiązało się z nieuchronnym ryzykiem stracenia życia. Jednak na porwanie i
uwięzienie w czyimś domu, żeby zostać… brr, czyjąś… zabawką (głośne
przełknięcie śliny), nigdy nie została przygotowana… Nie wiedziała nawet, że
śmierciożercy tak robią. Teraz jednak dotarła do niej własna naiwność. Oczywiste
przecież, że robili nawet i gorsze rzeczy, choć w tej chwili trudno było jej
wyobrazić sobie coś gorszego niż gwałt…
Rozejrzała się dookoła, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o
tym miejscu. Cashmere w tym czasie oparła ponownie głowę o ścianę, jednak tym
razem nie zasnęła, tylko patrzyła szeroko otwartymi oczami w sufit. Jasne –
prychnęła Hermiona. Przy takiej pomocy na pewno dużo zdziała.
Wkrótce jednak wiedziała już całkiem sporo na temat tego
miejsca i śmiało mogła zaryzykować twierdzeniem, że są w domu Lucjusza Malfoya.
Zresztą tak powiedziała jej Cashmere. „Jesteśmy w rezydencji samego Diabła”, a
kim był Lucjusz Malfoy, jak nie tą (taką) właśnie kreaturą? Wieści były jednak
złe. Na horyzoncie nie było widać choćby cienia możliwości ucieczki Mogły tutaj
tylko czekać na to, co przyniesie im zły los…
Siedziały tak w milczeniu przez kolejne kilkanaście minut, a
wychłodzenie zaczęło się dawać Hermionie we znaki. Opatuliła się mocniej swoją
bluzą, jednak naga kamienna posadzka skutecznie odbierała jej cenne ciepło z
ciała. W końcu przełamała przykrą i bardzo przygnębiającą ciszę.
- Tak właściwie, to skąd ty tyle wiesz?
- O czym? – Cashmere zwróciła na nią swoje niemal czarne
oczy. – O tym, co robią ze schwytanymi dziewczynami? Jak się z nimi zabawiają?
Hermiona skinęła głową. Wciąż łudziła się, że Cashmere może
jednak przesadza…
- Już kiedyś tutaj trafiłam. Na moje nieszczęście, chyba
spodobało się któremuś z nich… - w jej ciemnych oczach pojawiło się
obrzydzenie, jednak po chwili znów przywdziała na twarz spokojną maskę.
- Któremuś z nich? – wydukała zszokowana Hermiona, nie chcąc
pojąć znaczenia tego słowa.
- Tak, było ich kilku. Wypuścili mnie, kiedy dowiedzieli
się, że moja matka pracuje w Ministerstwie i może być całkiem przydatna. W dodatku
jestem półkrwi. Szlachetnej krwi nigdy nie zabiją, nawet jeśli płynie ona tylko
w połowie.
Hermiona poczuła, że traci grunt pod nogami. Jakim cudem ten
koszmar był rzeczywistością?! Co z ideami, czystą walką, stawaniu po stronie
dobra, co do tej pory było takie łatwe? Dlaczego nikt nie uprzedził jej, jak
naprawdę to wygląda? Czemu nikt nie ostrzegł jej, że może zostać tak brutalnie
wykorzystana? I, co wynikało ze słów Cashmere, możliwe, że nie tylko przez
jednego mężczyznę… Wolała nawet nie myśleć o wzmiance dotyczącej szlachetności jej
krwi…
- Nie masz się o co martwić – powiedziała ze spokojem
brunetka i popatrzyła apatycznie na skuloną ze strachu Hermionę. – Podobno
jesteś specjalnie dla kogoś zarezerwowana… Tak przynajmniej mówili. Było wielu
chętnych, choć zdaje się, że Malfoy kategorycznie zabronił cię tknąć
komukolwiek innemu. Wspominał coś o prezencie dla przyjaciela. To może być albo
twoim ratunkiem, albo twoją zgubą…
Zanim zdążyła powiedzieć ostatnie słowo, ciężkie drewniane
drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Obie dziewczyny zasłoniły nadwrażliwe oczy
na światło bijące z korytarza. Kiedy jednak wzrok się przyzwyczaił do panującej
wokół jasności, w drzwiach ukazała się potężna sylwetka jednego ze
śmierciożerców.
- Wstawać – rzucił ochryple, na co przestraszone dziewczyny
z trudem zmusiły zdrętwiałe kończyny do współpracy. Gdy już stały na nogach,
mężczyzna podszedł do nich i zaświecił im różdżką prosto w oczy. W końcu
chwycił mocno za rękę Cashmere i syknął – wychodź! – Po czym popchnął ją w
stronę wyjścia. Zanim zamknęły się za nimi drzwi, posłał szyderczy uśmieszek w
stronę Hermiony. Sekundę później, Gryfonka została całkiem sama.
~***~
Całe pomieszczenie zalewał gęsty mrok. Hermiona nigdy nie
lubiła ciemności. Świadomość tego, że tkwi tutaj całkiem sama, a już niedługo
zostanie wykorzystana przez jakiegoś mężczyznę sprawiała, że zaczęła odchodzić
od zdrowych zmysłów. Naprzemiennie cisza dzwoniła jej w uszach, to słyszała
podejrzane dźwięki wydobywające się z każdego zakątka ciemnego pokoju. Niech to
się już skończy! Proszę, proszę! Tak bardzo chciała do domu, do mamy, taty,
przyjaciół… Czuła się w tym momencie jak mała, zagubiona dziewczynka, która nie
była przygotowana na brutalność świata, do którego została zesłana. Chlipała
cicho, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. W końcu jednak drzwi
ponownie tej nocy rozwarły się, z głośnym szczękiem i ta sama potężna sylwetka
zasłoniła większość wpadającego światła. Hermiona przysłoniła dłonią oczy, po czym
wcisnęła się w róg ściany najdalej jak tylko mogła. Usłyszała kroki mężczyzny,
a później jego śmiech.
- Nie bój się, młoda szlamo. W pewnym sensie to dla ciebie
zaszczyt… - Po tych słowach zakleszczył swoją dłoń na jej ręce i brutalnie
podniósł ją do góry, prawie odrywając ramię od reszty ciała. Pociągnął ją w
stronę korytarza i zamknął drzwi. Machnął różdżką i jej ręce obwiązał mocny
sznur, boleśnie wbijając się w nadgarstki. Z jej ust wydobył się cichy szloch,
kiedy ponownie pchnął ją przed siebie. Szła tak przez kilka następnych minut.
Kiedy stanęła przed mocnymi dębowymi drzwiami, które
znajdowały się na samym końcu piątego piętra po lewej stronie skrzydła, starała
się odgonić wszelkie myśli. Może wtedy nie będzie nic czuła?
Przez całą drogę próbowała zatkać uszy i nie słyszeć zewsząd
wypełniającego powietrze tryumfu zła, jednak związane dłonie jej to uniemożliwiały.
Śmiechy, gwar, krzyki i inne odgłosy uciechy słychać było prawie w całym
wielkim domu. Hermiona bardzo starała się nie wyobrażać sobie, co musi się
dziać w sypialniach obok…
Śmierciożerca, który ją prowadził pchnął wreszcie drewniane
drzwi, jednak te nie chciały się otworzyć. Mężczyzna zaklął, ale po chwili na
korytarzu pojawił się kolejny sługa Czarnego Pana.
- Lucjuszu, dobrze że jesteś! Te cholerne drzwi są
zamknięte! Jak mam wprowadzić małą szlamę Pottera?
- Spokojnie, Nott. Ja się tym zajmę. Zaczekaj na zewnątrz –
po czym uśmiechnął się do niego paskudnie i przeniósł swój lubieżny wzrok na
Hermionę, tak, że zrobiło jej się od tego nie dobrze. Dotknął pierścieniem
drzwi, które od razu stanęły przed właścicielem domu otworem.
- Pani przodem – syknął, po czym niemal wepchnął ją do
pokoju.
Hermionę po raz kolejny oblał zimny pot. Czy to ofiarą
Lucjusza miała dzisiaj zostać? Ale to by się nie zgadzało z tym, co mówiła
Cashmere… I rzeczywiście, Lucjusz rozglądnął się tylko po pokoju, po czym utkwił
ponownie wzrok w Hermionie, która poczuła się jak klacz poddawana ocenie.
- Hmm, myślę, że powinniśmy pozwolić ci się odświeżyć.
Wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik, mój przyjaciel nie lubi ani
brudu, ani żadnych niedociągnięć. Tam jest łazienka – wskazał bladym palcem na
wąskie białe drzwi. - Tylko bez żadnych numerów, i tak na nic się to nie zda. A
nie chciałabyś wywołać we mnie gniewu, gdybym zawiódł mojego przyjaciela…
Hermiona ruszyła powoli w stronę wskazanych wcześniej drzwi.
Zamknęła je z trudem za sobą, nie zauważając nawet, że wciąż ma związane ręce i
szybko puściła wodę do wanny, której szum stłumił jej potężny szloch. Zsunęła
się po ścianie na zimną posadzkę i ukryła twarz w dłoniach. Merlinie, to się
dzieje naprawdę. To się zaraz stanie… Proszę, nie pozwól na to!
Nie miała siły się podnieść, ani nawet ruszyć. Woda
monotonnie wypływała z kranu w kształcie paszczy węża, kiedy usłyszała
przytłumione głosy z pokoju obok.
- Co to za niespodzianka, Lucjuszu? – odezwał się cicho
jakiś mężczyzna, niespecjalnie uradowany. – Jestem zmęczony. Sam wiesz, że to
był bardzo, bardzo wyczerpujący dzień…
- Ale jaki szczęśliwy! Zobaczysz, że nie będziesz żałował.
Sam chętnie zatopiłbym w niej… hm, zęby, gdyby Narcyza nie pilnowała mnie tak
gorliwie. W dodatku znasz ją całkiem dobrze… Chociaż może jeszcze nie od tej strony. W każdym razie, szczęśliwego
świętowania, przyjacielu! Niech żyje Czarny Pan!
Odrętwiała Hermiona poruszyła się lekko, ale nie miała nawet
siły wstać. Było jej już wszystko jedno. Najlepiej, jakby ją zabił. Tu i teraz.
Nie musiałaby przeżywać tych wszystkich okropieństw, które zapewne na nią
czekały…
Usłyszała szczęknięcie zamka w drzwiach, a po chwili kątem
oka zauważyła skraj czarnej szaty. Dalej nie zareagowała. Niech mnie zabije. Niech mnie zabije, tylko niech mnie nie dotyka!
Usłyszała mimo głośnego szumu wody, jak mężczyzna ze świstem wypuszcza głośno
powietrze z ust. Gdy poczuła, że przyklęknął i zbliżył się do niej, gwałtownie
cofnęła się w drugą stronę.
- Cii, już dobrze. Panno Granger, nie musisz się bać –
usłyszała cichy, aksamitny głos, jakby ktoś przemawiał do rannego zwierzęcia. Wbrew
swoim obawom, podniosła wzrok i napotkała surowe oblicze bardzo dobrze znanego jej
profesora.
Została przeznaczona jako nagroda dla Severusa Snape’a.
WOW. Świetny rozdział masz bardzo przyjemny styl pisania i oryginalny pomysł (przynajmniej ja się z takim nie spotkałam) Już nie mogę się doczekać co będzie dalej z tą dwójką, a tym czasem: zapraszam do siebie na 3 odc pt,, Jesteś Moja''
OdpowiedzUsuńhttp://zycie-po-zyciu.blogspot.com/
P.S śliczny wystrój bloga ;)
Pozdro i weny
POISON
Jeeej, dziękuję ;* Mam nadzieję, że jest oryginalny - sama przynajmniej też się nie spotkałam z taką wersją wydarzeń.
UsuńDziękuję, zaraz wpadnę ;)
Jezu, masz talent pisarski ! Nie zmarnuj go i pisz dalej ! Świetny rozdział, bardzo wzruszający i trzymający w napięciu. Nie wiem czemu, ale pasuje do niego piosenka Skyfall :) Severus zachował się bardzo w porządku wobec Granger. Mam nadzieję, że nas nie opuścisz.
OdpowiedzUsuńCzekam na następne rozdziały !
Alice ;*
Genialny rozdział! Ja też nie spotkałam się z takim pomysłem i jest on bardzo ciekawy, pisz daleej! :)
OdpowiedzUsuńPS Zapraszam na nową notkę sevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com
PSS Czyżby nowy szablon? Bardzo ładny! ;)
Dziękuję, zaraz zajrzę :)
UsuńHej zapraszam na odc 4 pt ,, Pierwsze spotkanie''
OdpowiedzUsuńhttp://zycie-po-zyciu.blogspot.com/
O mamoooo! Wiedziałam, że ona będzie nagrodą dla Sevcia, ale nie sądziłam, że przedstawisz to w ten sposób! Brawo, to jest genialne.
OdpowiedzUsuńTe uczucia Hermiony i Severus klęczący obok niej i uspokajający... *.* Na prawdę ekstra xd
co prawda trochę zirytowała mnie ta dziewczyna. Dajcie spokój, w ogóle nie chce się z stamtąd wydostać. zaaal xd
Lecę dalej !
hogwardzki-trojkat.blogspot.com