Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowo :D
Publikuję kolejny rozdział, w którym nadejdzie pierwsza konfrontacja Hermiony i Severusa. Mam nadzieję, że kanon nie całkiem umarł w butach i coś z postaci zostało.
Enjoy!
II
Miał szczerą nadzieję, że chociaż dzisiaj, tego cholernego,
pieprzonego dnia, kiedy Potter został zmieciony z powierzchni ziemi, co
oznaczało, że siedemnaście lat jego starań poszło na marne oraz kiedy
Dumbledore po prostu sobie zniknął, Lucjusz daruje mu jakiekolwiek przyjemności i pozwoli położyć się po
prostu spać. A potem popełnić samobójstwo, bo chyba nic innego już
mu nie zostało - nie miał ochotę na Czarną Służbę do końca swoich dni.
W uszach wciąż huczały mu zdania wypowiedziane przez Albusa,
kiedy dzień wcześniej kazał mu przysiąc, że zrobi wszystko, aby panna Granger,
Weasley i Potter przeżyli i mogli wypełnić swoją misję. Zabawne. Potter nie żył
od jakichś dziesięciu godzin. Granger zniknęła w tym samym czasie (choć krążyły
plotki, że została zabrana na tryumfujący Sabat Śmierciożerców, który odbywał
się kilka pięter niżej), a Weasley był tak przydatny, jak stara dziurawa
skarpeta w mroźny dzień. Naprawdę, pozostało mu już tylko samobójstwo.
Jego prośby najwyraźniej jednak nie zostały wysłuchane, bo
kiedy zmęczony życiem wszedł wreszcie do
swojego pokoju przydzielonego mu w rezydencji Malfoyów, ujrzał swojego przyjaciela siedzącego w jednym z
foteli. Na jego widok uśmiechnął się przebiegle i wstał szybko, co Severus
odczytał jako odpowiedź potwierdzającą jego obawy. Nie mógł jednak dać po sobie
niczego poznać.
- Co cię tu sprowadza w tę radosną noc? – spytał cicho,
zdejmując płaszcz i wieszając go na haku.
- Mam dla ciebie… specjalną nagrodę – powiedział tajemniczo
Malfoy, na co Severusowi zrobiło się niedobrze. – Czarny Pan pozwolił nam się
nieco zabawić…
- Co to za niespodzianka, Lucjuszu? – odezwał się cicho,
starając się wyglądać na chociaż umiarkowanie zainteresowanego. – Jestem
zmęczony. Sam wiesz, że to był bardzo, bardzo wyczerpujący dzień…
- Ale jaki szczęśliwy! Zobaczysz, że nie będziesz żałował.
Sam chętnie zatopiłbym w niej… hm, zęby, gdyby Narcyza nie pilnowała mnie tak
gorliwie. W każdym razie, szczęśliwego świętowania, przyjacielu! – powiedział i
nie dał nawet Snape’owi dojść do słowa, kiedy na odchodnym jeszcze zawołał -
Niech żyje Czarny Pan!
Kiedy drzwi zatrzasnęły się za oddanym sługą
czerwonoślepiego idioty, Severus zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie
podziała się tym razem jego nagroda.
Kilka razy w przeszłości zdarzało się już, że Lucjusz przyprowadzał mniej lub
bardziej atrakcyjną kobietę do jego komnat (czasami po to, żeby mu się
przypodobać), a Severus za każdym razem był tak samo zły. Choć teraz był już tą
farsą wręcz znudzony. Znów będzie musiał modyfikować pamięć nieszczęsnej
kobiety, tak, aby śmierciożercy byli pewni po śladach jakie stworzył różdżką,
że ją zgwałcił – skrzywił się na samą myśl. Dzisiaj jednak po prostu chciał
pójść spać. Nie miał najmniejszej ochoty znów grzebać w pamięci tej dziewczyny
i tworzyć fałszywe ślady zbrodni…
Jego uszu doszedł jednak odgłos wody lejącej się obficie z
kranu z pomieszczenia obok. Podszedł do niewielkich drzwi i przyłożył do nich
ucho. Nie było słychać nic, oprócz szumu, żadnych oznak życia. Zaniepokojony, machnięciem
ręki odbezpieczył zamek i wszedł do pomieszczenia.
Nie wierzył własnym oczom. Dziewczyna, która siedziała
oparta o ścianę, była łudząco podobna do Granger. Zaraz, zaraz… O, cholera!
Podszedł do niej ostrożnie się przybliżając –
dobrze wiedział z doświadczenia, jak reagują kobiety, które Lucjusz tutaj zaciągał.
Starając się modulować swój głos, kiedy miał już pewność, że
te kasztanowe skołtunione loki należą do niej i powiedział
cicho:
- Cii, już dobrze. Panno Granger, nie musisz się bać.
Dziewczyna spojrzała na niego swoimi dużymi oczami pełnymi
łez i poczuł się, jakby rzeczywiście był odpowiedzialny za cały ten ból. Która
to już kobieta musiała go przeżywać? I tak miała szczęście, że trafiła do
niego. Gdyby dostał ją dla przykładu Goyle, zbyt dużo mogło by z niej nie
zostać…
Odegnał te ponure myśli i spojrzał jej w oczy, żeby nie
miała wątpliwości co do szczerości jego słów.
- Nic ci nie grozi. Nie skrzywdzę cię.
Przeniósł wzrok na jej drżące ciało. Związane ręce oparła na
kolanach, a nadgarstki były przetarte prawie do krwi. Miał ochotę przekląć
kretyna, który to zrobił. Niby jak mogła stąd uciec? Była tak samo bezbronna,
ze sznurem czy też bez niego.
Niestety, szorstka lina wyglądała całkiem niewinnie przy jej
poszarpanym ubraniu. W pewnym momencie w nozdrza Severusa uderzyła
charakterystyczna woń amoniaku, na co ledwo opanował wzdrygnięcie, a dziewczyna
zarumieniła się jak piwonia. Machnął różdżką, którą wyjął z kieszeni i pozbawił
ją krępujących lin oraz usunął kałużę na podłodze. Chwycił ją pod pachami, na
co z początku protestowała, ale uspokoił ją tym samym, cichym głosem co
wcześniej. Położył ją w wannie i zatkał korek. Na tym jego możliwości się
skończyły. Nie mógł przecież zerwać z niej szat i obmyć. A tego na pewno bardzo
teraz potrzebowała. W tej chwili jednak siedziała skulona w wannie i wpatrywała
się w niego bojaźliwie. Westchnął ciężko i kucnął tak, by mogła popatrzeć mu
ponownie prosto w oczy.
- Nic się nie dzieje. Jesteś bezpieczna. Teraz możesz się
umyć, a ja sobie stąd pójdę. Nikt ci nic nie zrobi – mówił powoli i spokojnie,
mając świadomość, że prawdopodobnie nigdy nie słyszała takiego tonu jego głosu.
W szkole nie zwykł go używać, ponieważ nie było ku temu żadnego powodu.
Przydawał się tylko przy kontakcie z rannymi, bądź z kobietami zaciąganymi siłą
do Malfoy Manor. Teraz miał przed sobą taką właśnie przestraszoną kobietę,
która najpewniej boi się, że zostanie ofiarą gwałtu. Że on ją zgwałci…
Potrząsnął głową i odegnał ponure myśli.
- Możesz się teraz umyć. Możesz zrobić tutaj, co chcesz.
Wszystko zależy od ciebie - zakończył cichym szeptem, po czym wstał i wyszedł z
łazienki, mając nadzieję, że psychika tej dziewczyny nie została nieodwracalnie
uszkodzona.
~***~
Hermiona siedziała odrętwiała w wannie. Dalej nie wierzyła w
to, co się stało. Czy to naprawdę był Snape? Jej nauczyciel, który znał ją od
tak dawna? A może ktoś chciał sobie zrobić z niej żarty i się za niego
przebrał? Miał taki inny głos… Nie wrzeszczał, nie syczał. Mówił spokojnie.
Jakim by jednak nauczycielem nie był, to poniekąd stanowił pewną ostoję
bezpieczeństwa. Był wrednym, ale jednak wciąż Opiekunem jednego z domów. I
jakie teraz to miało za znaczenie, że był to Dom Węża? Ach, ile ona by dała,
żeby to był naprawdę Snape. Nigdy by nie przypuszczała, że jego widok mógłby
tak bardzo ją ucieszyć.
W końcu nauczyciel nie mógł jej zrobić krzywdy, prawda? Może
i był surowy, złośliwy i niemiły. Ale jej nie skrzywdzi.
Z tą nieco weselszą myślą zaczęła zsuwać z ramion pobrudzony
i poszarpany podkoszulek, który jeszcze dziś rano był biały i czysty, wcześniej
rozpinając swoją ciepłą bluzę. W końcu usunęła całą garderobę i została tylko w
majtkach. Ich wolała nie zdejmować. Po prostu lepiej się z nimi czuła.
Powoli zaczęła obmywać obolałe ciało, z którego zszedł brud
i krew, jeszcze z pola bitwy… Odkryła, że została ugodzona jakimś zaklęciem
tnącym w łydkę. Syknęła, gdy dotknęła palcem zranienia, po czym skierowała ranę
pod wodę, aby ją chociaż trochę oczyścić.
Nie chciała sięgać po nic, co należało do właściciela tego
domu, tak więc nie użyła żadnego mydła. Wyszorowała się porządnie samą wodą i
wyszła z wanny, czując się o wiele bardziej przytomnie. Strach i napięcie nieco
zeszło z jej sztywnego ciała, które zaczynało się odrobinę rozluźniać.
Spojrzała na podłogę, gdzie rzuciła brudne szaty. Nigdy w życiu już ich nie
ubierze. Tylko w takim razie co ma założyć?
Kiedy jednak spoglądnęła na kafelki, rumieniec ponownie
pokrył jej twarz. Sama nie mogła uwierzyć, że się… posikała. Czy naprawdę była
wciąż tą samą osobą, która stała wytrwale i dzielnie u boku swoich przyjaciół?
Harry… - wspomnienia zaczęły napływać do jej umysłu wartkim potokiem, ale w
ostatniej chwili udało jej się je zablokować. Nie, to na pewno nieprawda. Może
jej się to przyśniło. Harry żyje, tak. Harry żyje i zwycięży to zło, które każe
jej się bać…
Chwyciła obszerny, kremowy ręcznik który wisiał na jednym z
wieszaków i owinęła się nim szczelnie, a kolejny narzuciła sobie na ramiona
tak, aby ukryć jak najwięcej ciała. Tłumiąc poczucie wstydu, odetchnęła głębiej
i z powracającym lękiem otworzyła drzwi. A co, jeśli ten Snape wcale nie okaże
się być tym prawdziwym Snape'm?
~***~
Gdy tylko zostawił ją samą w łazience (co, nie ukrywał,
zrobił ze sporą obawą), zaczął szukać w swoich podręcznych zbiorach maści na
jej obtarcia. Wolał nie używać zaklęć w tym pomieszczeniu, które mogłyby być
potem wyłapane przez Lucjusza. Udało mu się w końcu znaleźć odpowiedni słoiczek
i położył go obok szafki nocnej. Nie wiedział, co teraz z nią i ze sobą zrobić.
Zazwyczaj usypiał kobiety, a w nocy tworzył fałszywe ślady na ich ciele, by potem
przed wypuszczeniem ich, znów je usunąć. Nie mógł tego jednak zrobić Granger.
Powinien z nią porozmawiać. Nie tylko przeżyła kilkanaście godzin w ciemnym i
chłodnym pomieszczeniu bez picia, jedzenia i łazienki, ale przede wszystkim
poniosła straty psychiczne (naprawdę próbował zrozumieć, że utrata Pottera może
być dla kogoś wewnętrzną stratą).
Nie zdecydował jeszcze, jak z nią postąpić, kiedy usłyszał
otwieranie się zamka w drzwiach łazienki i jego oczom ukazała się o wiele
żywsza i zdrowiej wyglądająca kobieta, niż ta którą zastał jeszcze pół godziny
wcześniej. Nie zdążyła nawet otworzyć ust, kiedy rozległo się głośne burczenie.
Dziewczyna ponownie się zarumieniła i jeszcze ciaśniej opatuliła ręcznikami.
Zdał sobie sprawę, że właśnie wgapia się w jej półnagie ciało, a przynajmniej
tak mogłaby to odebrać. Chciał sprawdzić, czy nie odniosła żadnych ran, ale o
to będzie musiał ją w takim razie po prostu spytać.
- Wejdź jeszcze na chwilę do łazienki, to poproszę skrzata o
jedzenie – zakomunikował, a ona oblizała machinalnie usta i ponownie zniknęła
za białymi drzwiami. – Czekaj! – powiedział, przypominając sobie, że powinien
jej dać coś do ubrania. Dziewczyna wyjrzała niepewnie zza drzwi, a Severus
zaczął ściągać swoje obszerne szaty, by wreszcie zdjąć koszulę i ponownie
przywlec się w czerń. Chwycił materiał i przelewitował do dziewczyny, która bez
słowa chwyciła go i weszła do łazienki.
Kiedy weszła kilka minut później, tym razem ubrana w jego
koszulę, która dzięki jej niewielkiemu wzrostowi sięgała prawie do połowy ud,
na stoliku parowała gorąca potrawa. Hermiona zapomniała o całym świecie i
dosłownie rzuciła się do talerza. Po niecałych pięciu minutach talerz był pusty
i prawie wylizany do czysta.
- Jeśli chcesz, mogę poprosić skrzaty o jeszcze jedną
porcję.
Hermiona Granger pokiwała jednak przecząco głową i ponownie
się zarumieniła. Popatrzył na nią i zrobiło mu się jej żal. Widok człowieka w
takiej nędzy i wygłodzeniu zawsze wywoływał w nim dziwne, ponure uczucia.
- Musimy porozmawiać – powiedział tylko i wskazał ręką na
dwa fotele, które stały nieopodal, zaraz obok palącego płonącego kominka.
~***~
Kiedy zajmowała swój fotel, na usta cisnęło jej się mnóstwo
pytań. Teraz, kiedy zjadła i poczuła się w miarę bezpiecznie, wróciło jej nieco
życia, ale wraz z nim zaczęły cisnąć się jej na myśl przykre wspomnienia. Chciała
wierzyć, że są tylko kłamstwem i oszustwem, jednak trzeźwiejący umysł próbował
uświadomić jej, jak bardzo naiwna jest w swoich nadziejach. Zaczekała, aż Snape
usiądzie obok niej, ale kiedy już to zrobił, uświadomiła sobie, że głos utknął
jej w gardle. Nie potrafiła nic powiedzieć. Chyba to wyczuł, bo odezwał się
pierwszy.
- Wiesz, gdzie jesteś, prawda? – spytał dosyć łagodnie, a
ona pokiwała potakująco głową.
- A czy… ktoś cię… dotykał, zanim zostałaś tu
przyprowadzona? – skrzywił się ledwo zauważalnie, zadając to pytanie. Hermiona
za to skuliła się bardziej w fotelu, ale pokiwała przecząco.
- To… dobrze – w jego głosie słychać było wyraźną ulgę.
- Na razie zostaniesz tutaj ze mną, chociaż
nie wiem, ile to będzie trwało…
Mistrze Eliksirów patrzył na swoją byłą uczennicę z
przygnębieniem. Jakie były szanse, że stąd wyjdzie żywa? Znikome. Czarny Pan z
pewnością nie będzie żałował szlamy swoim zasłużonym podnóżkom, a dobrze
wiedział, że na taką delikatną dziewczynę będzie sporo chętnych… Wzdrygnął się
od środka, zdając sobie sprawę, że dziewczyna albo skończy martwa, albo
sponiewierana do reszty tak bardzo, że będzie marzyła o śmierci. A on nie
będzie mógł nic z tym zrobić. Jej ratunkiem mogłaby być tylko ucieczka, jednak
nawet idiota nie porwałby się na uciekanie z bardzo dobrze zabezpieczonego
Malfoy Manor, szczególnie bez różdżki. Granger idiotką nie była i dobrze o tym
wiedział.
Spojrzał na nią i zdał sobie sprawę, że zostało jej najprawdopodobniej
kilkanaście, może kilkadziesiąt godzin, które dane jest jej spędzić akurat w
jego towarzystwie. Dosyć marne pożegnanie ze światem.
Westchnął i wyciągnął rękę w stronę łóżka, mrucząc „Accio”. Kiedy szklany słoik wylądował w
jego otwartej dłoni, odwrócił się w jej stronę. Miała zawieszony na nim,
nieszczęśliwy wzrok. Zrobiło mu się jakoś tak ciężko od tego
wszechogarniającego smutku. Odkręcił słoiczek, po czym chwycił jej nadgarstek,
pytając ją spojrzeniem o pozwolenie. Hermiona pokiwała tylko głową i
przybliżyła rękę w jego stronę. Po chwili poczuła przyjemny chłód na
przetarciach, a szczupłe palce nauczyciela kreśliły delikatne kręgi na jej
poranionych dłoniach. Zrobiło jej się tak przyjemnie i było tak inne od
wszystkiego, czego doznała w tym przerażającym miejscu, że aż miała ochotę
przymknąć oczy. W dodatku dawało taką ulgę…
Wkrótce pochwycił drugą dłoń i również skroplił leczniczym
eliksirem. Gdy skończył, Hermiona cofnęła rękę i przyjrzała się całkowicie
wyleczonej skórze. Wyszeptała zachrypniętym głosem:
- Dziękuję.
Snape kiwnął tylko głową, ciesząc się w duchu, że wydusiła z
siebie cokolwiek, po czym zakręcił słoik i odłożył go na bok.
- Czy jest coś, co chciałabyś wiedzieć? – zapytał po chwili,
bacznie jej się przyglądając. – A może jesteś ranna?
Hermiona odruchowo potrząsnęła głową, ale zaraz przypomniała
sobie o ranie na łydce. Spojrzała na swoją odkrytą nogę, a Snape podążył za nią
wzrokiem. Zarumieniła się dziko, przypominając sobie kolejny raz, że siedzi
przed nim prawie naga.
- Ktoś mi to zrobił… - wskazała na spore zniekształcenie
skóry, która wszędzie indziej wyglądała wyjątkowo gładko – w czasie bitwy...
- Miałaś szczęście, że tylko tyle – skwitował po obejrzeniu
rany. Wyciągnął różdżkę i przybliżył ją do zranionej skóry, lekko się
pochylając. W tym momencie był bardzo blisko Hermiony, która wstrzymała oddech
na ten kontakt. Nie wiedziała jeszcze, co do końca myśleć o jego obecności, ale
powoli coraz bardziej mu ufała. Nawet w pewnym sensie cieszyła się, że przy
niej był…
Mamrotał cicho jakieś zaklęcia uzdrawiające, których
Hermiona nigdy nie słyszała, albo była zbyt oszołomiona, aby je rozpoznać.
W końcu odsunął się i wyprostował, patrząc jej badawczo w
oczy. Miała wrażenie, że cały czas sprawdza, czy wszystko z nią w porządku.
Chciała mu dać znać, że dobrze się czuje. Wiedziała jednak, że jej byłego
profesora bardzo trudno było oszukać. Czuła się fatalnie. Nie miała pojęcia, co
ją czeka jutro – nawet nie wiedziała, czy będzie dla niej jakieś jutro…
Żeby jednak sprawę ruszyć z miejsca, musiała się wreszcie
odezwać. Przez kilka minut zmagań ze sobą, udało jej się wreszcie wykrztusić:
- Co z Harrym? – wprawdzie miała zadać zupełnie inne
pytanie, ale to samo cisnęło jej się na usta. Zobaczyła, że twarz profesora powoli
zamienia się w maskę. To nie mogło wróżyć niczego dobrego…
Ku przerażeniu Hermiony Snape tylko pokiwał głową, ale nawet
na nią nie spojrzał.
- Przykro mi, panno Granger.
W tym momencie Hermiona nie wytrzymała. Cała hamowana
rozpacz, ból, strach i kłujące uczucie straty zalało ją wielka falą i nie
potrafiła wyjść już na powierzchnię. Poczuła, że zaczyna się dusić. Nie umiała,
pierwszy raz w życiu nie zapanowała nad ogarniającą ją histerią. Wkrótce łzy
zamazały jej twarz, a ona sama zsunęła się z fotela. Chciała umrzeć. To
wszystko przez nią! Nic nie zrobiła, żeby go uratować! Stała tylko,
sparaliżowana spojrzeniem Voldemorta…
W wyobraźni widziała obraz zielonego promienia
przeszywającego pierś Harry’ego, znów i znów… Czuła, jakby sama oberwała avadą kedavrą. Bardzo tego w tym
momencie chciała. Przyłożyła zaciśnięte pięści do zapłakanej twarzy.
Po chwili poczuła, jak czyjeś dłonie odrywają jej własne, a
potem biorą ją na ręce i niosą. Odruchowo wtuliła się w źródło ciepła i
uczepiła się mężczyzny niczym drobna małpka.
Severus doszedł z nią do łóżka, na którym delikatnie ją
położył. Hermiona ponownie się skuliła na środku pościeli i otoczyła szczelnie
rękami. Powinien się spodziewać takiej reakcji, ale i tak zaczynało go to
przerastać. A już Granger przerosło na pewno.
Z westchnieniem usiadł na skraju łóżka i nieco poluzował
szaty. Pstryknął palcem i połowa świec zgasła, a pozostałe rzucały wciąż nikłe
światło na pokój. Severus nie wiedział, co powinien zrobić. Zostawianie jej
samej było ryzykowne z dwóch powodów. Po pierwsze, mogła coś sobie zrobić. Po
drugie, gdyby wszedł tutaj Lucjusz, a jego nie było… Wolał sobie nie wyobrażać, jak Malfoy
wyładowuje swój gniew na dziewczynie.
Tak więc nie pozostało mu nic innego, jak zostać przy niej.
Dziewczyna z pewnością potrzebowała snu. Przeżyła zapewne najgorszy dzień
swojego życia. Sam zresztą ukradłby kilka godzin błogiej nieświadomości…
Severus obserwował bezradnie, jak jej płacz przeradza się w
końcu w ciche kwilenie. Westchnął cicho i nie wiedząc co robić, oparł dłoń na
jej plecach.
- Powinnaś pójść spać.
Dziewczyna podniosła błyszczące od łez oczy.
- Boję się.
- Nic ci się nie stanie – powiedział gładko, choć sam nie
wierzył w prawdziwość tych słów. Jak długo jeszcze będzie bezpieczna? Tego nie
wiedział. Tej nocy jednak będzie mógł być przy niej. – No już, idź spać.
Ręką zaczął odgarniać kołdrę, a dziewczyna powoli wpełzła
pod nią i oparła głowę na jasnej poduszce, a jej jeszcze trochę mokre loki
rozsypały się wokół. Severusa uścisnęło coś w środku na ten widok. Mimo całego
bólu, który emanował z każdej komórki, włosa czy ruchu jej ciała, wyglądała na
swój sposób pięknie. Merlinie, Snape,
mówisz tak o dziewczynie, której przyszłość jest mniej więcej tak pewna jak to,
że Potter zmartwychwstanie. Powstrzymaj się.
Zastanawiał się, jak się ułożyć na łóżku, kiedy dziewczyna
szepnęła:
- Śpij blisko mnie.
Severus skrępował się jeszcze bardziej, ale nie chciał dać
tego po sobie poznać.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, Panno Granger.
Dziewczyna jednak
nieustępowała i wpatrywała się w niego z błaganiem.
- Proszę. Nie dam rady zasnąć… sama.
Severus Snape wiedział aż za dużo o zasypianiu w samotności,
po przeżyciu czegoś traumatycznego. Z biegiem lat przyzwyczaił się do tego, że
jego łóżko było zawsze zimne zarówno, kiedy zasypiał jak i gdy się budził.
Poczuł się jednak odpowiedzialny za Hermionę Granger, mimo tych wszystkich
momentów w przeszłości, kiedy go irytowała, kiedy stała murem za swoim (martwym
już) przyjacielem i kiedy wymądrzała się na jego lekcjach. Teraz wydało mu się
to wszystko takie… błahe. W tej chwili nie patrzył na nią w kategorii
uczennicy. Na zadawany kobietom ból zawsze reagował dosyć mocno (a przynajmniej
w ogóle reagował, a w jego przypadku to już coś znaczyło). Od zawsze okazywał
im należny szacunek, a odkąd umarła jego matka, to uczucie spotęgowało się
kilkukrotnie. Dlatego ciężko mu było być obecnym przy zbiorowych torturach
kobiet bądź właśnie przy takim świętowaniu, jakie z pewnością odbywało się
teraz w całej rezydencji.
Nigdy jednak nie mógł im pomóc. Zawsze stał bezradnie z
boku, albo sam wykonywał zachcianki Czarnego Pana, bądź był zmuszony odpowiadać
na niektóre wyzwania śmieriożerców w obecności Lorda. Po raz pierwszy tej nocy
widział, że kobieta go potrzebuje i może jej przynieść choć niewielką ulgę w
cierpieniu, którego doznała i które z pewnością jeszcze dla niej w najbliższym
czasie nadejdzie.
Te myśli oraz jej błagający, wilgotny wzrok dziewczyny
zmusiły go do podjęcia decyzji. Kiwnął wreszcie głową i zaczął zdejmować z
siebie obszerne czarne szaty, kiedy uświadomił sobie, że oddał jej swoją
koszulę. Z nagim, szczupłym torsem i ciągle w swoich czarnych spodniach,
spróbował podnieść się ostrożnie z łóżka, żeby znaleźć coś do narzucenia,
jednak Hermiona Granger chwyciła go za ramię i pociągnęła w swoją stronę.
Wypuścił głośno powietrze, ale uległ z niewiadomych przyczyn jej dotykowi.
Wkrótce leżał już obok niej i zaklinał sam siebie, bo w takim otoczeniu na
pewno nie uda mu się zasnąć. Jedyne, o czym myślał, to o dziewczynie która
ufnie wtulała się w jego pierś, a nagą skórę łaskotały przyjemnie włosy, co
wywoływało ciarki na całym ciele. Wciąż nie wiedział, jak się ułożyć, żeby nie
odsuwać się, ale też nie być aż tak bardzo blisko, jednak dziewczyna
zdecydowała sama za niego. Objęła go jeszcze mocniej, nie dając możliwości
odsunięcia się nawet ani o milimetr. Słyszał jeszcze co jakiś czas, jak pociąga
cicho nosem.
Ukołysany jej równomiernym, cichym oddechem, subtelnym
zapachem jej włosów i przyjemnym uczuciem bycia tak blisko kobiety, Severus
Snape udał się do krainy Morfeusza razem z Hermioną Granger na swoim ramieniu.